piątek, 26 września 2014

Rozdział I

            Rok 1940. Minął rok od wybuchu II wojny światowej.
Największy cios dla polaków. Właśnie powstawał mur w okół Żydowskiego Getta. Zza jego ścian było słychać jęki i głośne krzyki, a nawet coraz częstsze ściany. 
           Ludzie zachowywali się jak zwierzęta. Niemcy zaprogramowali ich tok myślenia na swój własny. Wyrywali sobie jedzenie, a gdy to spadło na ziemie, bili się nadal o nie, a potem zjadali z ziemi. Widok ten nie przyprawiał tylko o mdłości, co o żal. Żal, który zżerał każdego "normalnego" człowieka zza muru. 
Co wieczór było słychać jęki, strzały i głosy gestapowców. Wybierali wybiórczo. Kto im się spodobał. Osoby wyrzucano przez balkon, a ten kto wdrapał się już prawie na mur, zdolny do ucieczki, po chwili osuwał się na ziemię, spoczywając w kałuży własnej krwi. Codzienna rzeź. Nieprzerwany "ubój". Nawzajem zbierano się z ulic, tych zatłoczonych i przesiąkniętych zapachem zgnilizny. Żydzi nawzajem wywozili ciała na taczkach, gdy rozlegały się strzały sami na nich się znajdowali. 
         22 lipca 1942 roku, rozpoczęła się likwidacja getta, w którym znajdowało się ok. 360 tysięcy Żydów. Tych którzy przeżyli wywieziono do obozów koncentracyjnych. 
Przeżyła garstka osób, ukrywali się w jego ruinach. Nieustannie walcząc o swoją godność. 

       Ulka Stonicka pochodziła z pół żydowskiej rodziny. Gdy wprowadzono nakaz noszenia opaski na ramieniu - niebieskiej gwiazdy Dawida, na białym tle - zignorowała to. Osoba, która nie chce się poddać nie potrafi przyjąć cudzych, okrutnych racji. 
Dla Ulki był to rodzaj upokorzenia, poddania się. 
      W 1941 roku do Auschwitz zabrano jej ojca. Siergiej Stonicki, Żyd. Wymordowany na przymusowych robotach. Dla Zielonej i jej rodziny był to cios, jakiego nigdy nie znali. 
Stonicka znana była w Warszawie z różnych wyczynów. Nie raz nad głową zaskrzeczał jej czarny kruk. [1]. Uciekając nie raz przed patrolem, który bacznie pilnował ulic po godzinie policyjnej. Zawsze wbiegała po zniszczonych od kul, schodach na Różanej. Z Różanej na Wachę [2], z wachy na Wolę. I z Woli do domu Maryśki. Tak co wieczór, co noc. Gdy szukała pocieszenia w przesiąkniętych ulicach krwi, jakiegokolwiek pocieszenia. Nie jeden raz wpadając na SS-manna, ale wyrywała się z jego "szponów" i wychodziła tylko z lekkimi obrysami i potarganą sukienką. 

      Hans Fischer, podobno rodzina z Ludwig'iem Fischerem [3], trafił do Polski przez swój "zawód". Szanowany SS-Rottenführer, który biegle posługiwał się językiem polskim i niemieckim. 
Tajemniczy,  na swoim koncie miał nie jedną dusze.
     Faktem było to, że jego matka była żydówką. Zamknięta w gettcie, stracona. Tak naprawdę Fischer od zawsze czuł się polakiem. Jego matka nie pochodziła z Niemiec, ale ojciec tak. 
Nie chciał zabijać, szczególnie, że patrząc na Polaków widział sam siebie. Dziwne było, to że pomimo tak polskich korzeni przyłączył się do NNPR i SS. Dziwnie było i to, że Niemcy mu ufali, powierzali wszystkie ważne informacje.

         Antoni Kosocki jako harcmistrz odgrywał w życiu rodzinnym Uli ważną rolę. Znał dobrze dziewczynę, jak i również jej wcześniejsze poczynania. 
Chciał powstania, błagał o nie, ale wszyscy śmiali mu się w twarz. Pianista. Co dnia siadał przy pianinie i wygrywał swojej ukochanej sanitariuszce Hali Kowalczyk, Chopina. 
         Hala. Młoda, piękna dziewczyna znająca prawdę o Ulce. Wiedziała, że jest kolaborantkom. Sama pomagała jej z dokumentami. I nagle z Uli Sotnickiej robiła się Ida Müller. Hala nie raz chciała wypaplać tę prawdę komuś z Małego Sabotażu, ale bała się, że gdy to uczyni utraci przyjaciółkę. 
        Hala i Antoni nie chcieli aby świat dowiedział się prawdy o "dziewczynie w zielonej sukience". 

       
      Wyjątkowo zimny i deszczowy wieczór. 
Ulka wracała właśnie ze spotkania z pewnym SS-mannem, który miał jej do przekazania wiadomości o powstawaniu Auschwitz II[4].  Znudzona szła lekko podenerwowana faktem tak późnej godziny. 
Wczoraj rozstrzelano Pawła z Małego Sabotażu. Wyszedł z domu dwie minuty po godzinie policyjnej. Utrata jednego ze swoich, sprawiła jej ogromny ból, z którego nie mogła się nadal otrząsnąć. Przed oczami miała obraz rozstrzelanego chłopaka. 
      Ściskała w dłoniach pistolet VIS, 9mm. Pamiątka po ojcu, sprawiała jej satysfakcję, 
Myśli kłębiły się, gdy w pewnym momencie upadła na błoto, a na przeciwko niej stał SS-man. Wzdrygnęła się i usiłowała dosięgnąć broni, ale ten położył swoją nogę na jej plecach. 
- Przestań! - krzyknął chrypliwym głosem, przykładając do jej skroni lufę. 
- Litości... - wycedziła cicho, gdy zobaczyła drugiego SS-mana, idącego w jej stronę. Wiedziała, że to już jej koniec, gdy rozległy się strzały i jeden z wrogów padł na ziemię. 
To nie ona, ani nie drugi ze szkopów, samobójstwo? Zgadła. SS-mann ruszył w stronę kałuży krwi, a ta szybkim ruchem złapała za swoją broń. 
Mężczyzna wycelował w nią, ale ta uchroniła się od kuli i ta lekko drasnęła jej policzek. 
Ruszyła w ślepy zaułek. Zaczęła walić pięściami w mur getta, gdy usłyszała ciche jęknięcie - "skacz". 
Zaczęła wspinać się po murze i przeskoczyła. Stanęła na czyimś ciele. Nie żył... Młody chłopak, mógł mieć maksymalnie siedem lat. Wzdrygnęła się i znów zaczęła biec, kiedy zobaczyła więźniarkę. 
- Stać! - wykrzyczał Niemiecki i znany jej głos. Mężczyzn jej wzrostu podszedł do niej i zaczął szarpać ją za jej zieloną sukienkę, tym samym wyrywając broń. 
Jeden z nich wyszeptał, oznajmiając, że nie ma ona opaski z gwiazdą Dawida. 
- Hans! - krzyk jednego z mężczyzn przyprawił ją o zimne dreszcze. Niemiec o imieniu Hans, wymierzył w nią bronią, a więźniarka wyjechała poza mury getta. 
- Przenajświętsza panienko... - zaczęła cicho cedzić przez zaciśnięte zęby, nie pokazując swojej słabości. 
       Fisher ją znał i ona znała jego, ale ciemność spowodowała, że jej zielona sukienka pokryła się ciemnym płaszczem błota i braku  światła. 
- Nie zabije cię... - powiedział polskim, wyraźnym akcentem. Dziewczyna uniosła lekko głowę ku niemu i napluła mu prosto w twarz. 
Rozzłoszczony wycelował w jej ramię, a ta upadła na ziemię. Jeszcze przez chwilę walczyła z zamykającymi się powiekami, gdy poczuła ciepło krwi, aż w końcu pozwoliła sobie odpłynąć. 

       
     Słuch ją zawodził. Słyszała głośne niemieckie komendy, czuła zapach trupów, ale wzrok miała jeszcze w porządku. 
Przyglądała się przez chwilę swoim posiniaczonym dłoniom, aż w końcu skierowała twarz na krzesło, na którym wisiał niemiecki mundur. 
Zaczęła krzyczeć i panikować, gdy zobaczyła obok siebie Hansa, któremu "sprzedała" fałszywe wiadomości o obecnym stanie Polski, a ten przekazał jej klucze do magazynu broni Niemców. 
- Spokojnie. - powiedział dotykając dłonią jej włosów. Ulka położyła głowę na poduszce gdy wypowiedział kolejne słowa, łamanym polsko-niemieckim językiem - Ido, jesteś bezpieczna. Ale co robiłaś w gettcie o tak później porze? - Sotnica, a raczej w owym momencie Müller, przymknęła oczy, zaciskając dłonie w pięści. 
- Zgubiłam się. - wycedziła w końcu, otwierając szeroko oczy. Czuła nad sobą drażniący jej zmarznięte policzki, oddech. Równy, spokojny, aż w końcu sama się do niego dopasowała. 
- Nie kłam. - syknął oschle i zadał jej cios w policzek, po chwili ściskając mocno jej nadgarstki. 
- Nie kłamię! - krzyknęła, wyrywając się z jego uścisku. - Gdybym kłamała, to bym cie zabiła. - odparła cicho, gdy ten znów do niej podszedł i uśmiechnął się ironicznie. 
Znów ten sam dreszcz na całym ciele. Ten zimny, przywołujące najgorsze wspomnienia. 
- Powinnaś już iść. Klucze zachowaj. - powiedział łagodnym tonem głosu, podając jej sweter i otwierając drzwi. 

     
      Siedziała na schodach przed domem, gdy podbiegł do niej Antek, który głośno wydyszał. 
- Rozstrzeliwują na Chłodnej. Szybko! - dziewczyna zerwała się, nie była w stanie dorównać tempu przyjaciela. Słaba, nadal skostniała, stanęła jak wryta, gdy zobaczyła pod murem swoją matkę. 
- Nie! Mamo! - krzyknęła, rzucając się w jej stronę, jednak za późno. Strzały padały za strzałami, gdy ludzie padali na ziemię. 
- Siekiera, motyka, piłka, alasz, przegrał wojnę głupi malarz. Siekiera, motyka, piłka nóż. Przegrał wojnę już już już... - wysyczała cicho, rzucając się na jednego z gestapo. 
Ktoś powtórzył jej słowa, ale w końcu rozległy się ponownie strzały i tylko krzyk Zośki. 
- Uciekaj, jeśli ci życie miłe! - dziewczyna spojrzała na rozstrzelanych ludzi, doszukując się swojej matki. Leżała, w plamie krwi, w tej zielonej chustce, przewiązaną przez szyję. 
W głowie dalej rozbrzmiewał dźwięk "wyliczanki", aż w końcu strzały ucichły i na w obrębie jej oczu stała tylko ona, leżąca matka i patrzący na to wszystko zza roku Hans. 
Przerażenie w jej oczach było ogromne, strzały ocierały się ponownie o jej ciało. Upadając na kolana, zaczęła czołgać się. 
     - Już dobrze. Spokojnie... - powiedział Hans, mocno przytulając ją do swojego przemoczonego od deszczu munduru. 
- Heniek... - powiedziała cicho, kołysząc się raz w przód, raz w tył. - Heniek... - wycedziła jeszcze ciszej, czując zapach krwi. 
- Już dobrze... - powiedział, dotykając dłonią jej zakrwawionych i mokrych, blond włosów. 
- Mama... Mama! - majaczyła. Zachowywała się jak dziecko, zwierze. Zaczęła uderzać pięściami w jego piersi gdy ten złapał ją za nadgarstki i potrząsnął. 
- Wiem kim jesteś. - powiedział i rzucił nią o ścianę, a ta osunęła się na ziemię. 

[1] - określenie "zaskrzeczał jej czarny kruk", ma odwzorowywać śmierć. 
[2] - niemiecka kamienica.
[3] - ur. 19 kwietnia 1905 roku w Kaiserslautern, stracony 8 marca 1947 roku w Warszawie; niemiecki zbrodniarz wojenny, gubernator dystryktu warszawskiego Generalnego Gubernatorstwa przez cały okres okupacji przez III Rzeszę. Wydał m.in. zarządzenie o powstaniu getta warszawskiego. 
[4] - Auschwitz-Birkenau (Auschwitz II) obóz koncentracyjny wybudowany w Brzezince. 


***

Nie jesteście świadomi jak bardzo się boję, że coś zepsułam. Chciałam wyjść ze swoim pomysłem, ale utrzymać wojenny klimat. Szukałam pomysłu we wszystkim. Książkach, filmach i mam nadzieję, że spodoba wam się ten pierwszy rozdział, gdyż nie pisałam go 20 minut, a zajął mi on dobre cztery godziny. Nie chciałam faktów historycznych, dlatego dogłębnie wczytywałam się w informację, ale i tak tkwi we mnie strach, że coś pogmatwałam. 
Prawdopodobnie, pomyliłam również i coś w niemieckich zwrotach, ale co mogę zdziałamć z kilkoma słownikami w ręku? Mam nadzieję, że pomimo wszystko spodobają wam się moje "wypociny". 

5 komentarzy:

  1. Rozdział genialny. Tylko troszkę mi się pomieszało, gdy czytałam o znajomości Hansa i Ulki. Oni się znali wcześniej, czy on wie, kim tak naprawdę jest Ula?
    Bardzo barwie wszystko opisujesz. Czułam się, jakbym uczestniczyła w danych wydarzeniach. To było coś:)
    Strasznie zmartwiła ostatnia scena. Co będzie w Zieloną? I jak się zachowa Hans?
    Przy twoim opowiadaniu, moje wydaje się bez morału i większych wartości:) Gratuluję! I trzymam kciuki, by kolejny rozdział ukazał się prędko.
    Pozdrawiam:)

    Ps. Dziękuję za tak miły komentarz na moim blogu:) Dzięki takim słowom, aż chce się pisać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulka to kolaborantka, w czasach okupacji niemieckiej było to zakazane. Pomaganie Niemcom groziło zgoleniem włosów, a gdy to nie pomogło - straceniem.
      Hans od początku wiedział, że Zielona sprzedawała mu fałszywe informacje o stanie polskim.
      Jest mi miło, że spodobał Ci się rozdział. Starałam się jak tylko mogłam.
      I również nie ma za co.

      Usuń
  2. U mnie pojawił się pierwszy wpis, więc serdecznie na niego zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na twojego bloga przypadkiem, ale na pierwszy rzut oka bardzo mi się spodobał :) pomysł na historię świetny! :D jak czytam to coś mi nie pasuje, czegoś mi brakuje, może trochę bardziej rozbudowanych opisów, ale pewnie musisz się bardziej rozpisać :) mam nadzieję że niedługo pojawi się następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że to pierwszy historyczny blog, na jaki zajrzałam. To w gruncie rzeczy dziwne, bo siłuję się z zamiarem zdawania historii na maturze... Jeśli mnie lenistwo nie zgubi, zapewne wytrwam przy tym postanowieniu, zobaczymy.

    Podoba mi się u Ciebie ;) Taki porządek, a muzyką chwyciłaś mnie za serce! Szczególnie piosnką "Dziewczyna z granatem". Szablon delikatny, nie ma jakichś szaleństw, dużo dobrego smaku :)

    Przepraszam, że nie skomentuję rozdziału od razu. Doszłam do połowy, ale nie czuję się aż tak na siłach, by sklecić komentarz, który by mnie zadowolił. Niestety, taka już jestem - niezwykle rozwlekła. Za to lubię do jednej rzeczy wracać po kilka razy i wynajdywać nowe głębie ;P

    Pisałaś rozdział dobre cztery godziny? Hm, jeśli normalnie fragment wychodzi spod Twojego pióra po ok. 20 minutach, to naprawdę jestem pełna podziwu. Dla mnie nawet te cztery godziny są imponujące. Ja, kiedy już coś piszę, to ciągnie mi się to przez 2-4 tygodnie. Marna ze mnie literatka, nie ma o czym mówić c:

    Twój styl pisania mnie urzeka, tworzysz tak poetycko! Może to odrobinę płytko zabrzmi, skoro zapoznałam się z lekturą marnej połowy rozdziału... ale po tej połowie mogę tak powiedzieć. Szczególnie rzuciło mi się w oczy zdanie: "Nieustanny "ubój"." Idealnie oddaje to, co się wówczas w Polsce działo.

    Jedyne, z czym wydajesz się mieć trudności, to ortografia. Chociaż, być może pisałaś na szybko, zdarza się. Nie chcę Ci tutaj uwłaczać, nie krzyw się na mnie ;) Niektórzy, jak ktoś wytknie im błąd, ignorują tę uwagę i myślą usilnie jak tu się nachalnego poprawiacza pozbyć xD Jeśli i Tobie przeszkadza nieproszona korekta, bardzo Cię proszę, nie obawiaj się napisać.
    Jeżeli jednak nie, mogę troszkę z tym pomóc :)

    W każdym razie, skomentuję jak przeczytam całość. Powstańcy to według mnie, prawdziwie polski temat. Życzę Ci powodzenia,
    ~Kya

    PS.: Chyba powinnam Cię przeprosić także i za ten komentarz... Nie chciałam być niegrzeczna, jeśli odniosłaś takie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń