dzień z życia Ulki i Hansa
Niebo w tę wyjątkową noc usiane było gwiazdami. Powietrze chłodziła bryza, która niosła zapach wilgotnej trawy i niestety, zapach krwi. Gdy księżyc wisiał samotnie na niebie, rozświetlał świat, a woda błyszczała jak obsypana bursztynami.
Od kilku godzin siedziała, wsłuchując się w szelest trawy i piskliwego głosu ludzi z domów.
Mężczyzna siedzący na przeciw niej pokręcił głową w rozpaczy i obsesyjnie szarpnął za nos. Nigdy wcześniej Ulka nie widziała w takim świetle Hansa. Miała go tylko dla siebie, mogła go mieć tu i teraz. Czuła na sobie jego ciepły oddech, który drażnił jej zmarznięte policzka.
Nagle wróciła przeszłość. Pierwszy dzień, gdy się poznali. Sroga zimna, a ona spacerowała ulicami Warszawy, gdy spostrzegła chłopaka. Wysoki o nienagannym wyrazie twarzy, patrzył na nią. Przyglądał jej się z wyjątkową uwagą. Gdy oddaliła się czuła na sobie jego spojrzenie, które wierci w jej plecy.
- Poczekaj! - krzyknął z niemieckim akcentem, doganiając, złapał ją za nadgarstek. Milczała. Nawet nie odwróciła się, miała może 10 lat, co może 10-latka, która chce do ciepłego domu?
Przyglądał jaj się dalej, aż w końcu nie wytrzymała presji i spojrzała na niego. Jej tęczówki zabłyszczały od łez, a usta zadrżały w nikłym u uśmiechu...
Siedziała, ściskając jego nadgarstki i wpatrując się w jego ciemne oczy. Włosy opadły na jego czoło, a Zielona dalej siedziała, wpatrując się w niego z dziecinną nadzieją.
- Pamiętasz co ślubowałem ci przy naszym spotkaniu? - zapytał, biorąc jej twarz w dłonie. Jej oczy otworzyły się szerzej, a uśmiech jakby szedł z jej twarzy.
- "Że nie zostawię cie aż do śmierci". - odparła szeptem, dotknęła swoimi dłońmi jego dłoni i przymknęła oczy. - Pamiętaj, nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś wstanie spełnić. - dopowiedziała drżącym głosem, wtulając w twarz jeszcze bardziej w jego ciepłe dłonie.
Żaden z nich nie był w stanie opisać co w tedy czuli. Słowa, których sens rzuca się na wiatr, a one toną w nim jak kamień w wodzie.
Długa cisza, nieswoja, zabijająca wszelkie uczucia właśnie w tym momencie zapanowała. Przecinała ich spokojne oddechy i spojrzenia. Co jakiś czas tylko Ulka spoglądała na niego, kątem oka, ale nie spostrzegła na jego twarzy czegoś w rodzaju uczucia. Malowała się obojętność, ta obojętność, która zabiła setki, tysiące osób.
- Powinnam już iść. - odparła Ula po dłuższym zastanowieniu. Heniek nie spojrzał nawet na nią, zalana łzami spostrzegła tylko wzruszenie ramion i puste spojrzenie.
Policzki zaczerwieniły się od łez, a dłonie zacisnęła w pięści. Przyglądając mu się jeszcze przez długą chwilę, spostrzegła, że "jej Henia" już nie ma. Jest za to zaprogramowane zwierze, które nie potrafi samodzielnie podjąć jakiejkolwiek decyzji, która była by w małym stopniu racjonalna.
Uczucia, które wcześniej były zapisane w ułamku sekundy zniknęły. Wiatr zaczął rozwiewać jej ciemne włosy, a deszcz zmył z ubrań błoto. Gwiazdy schowały się za chmurami, a księżyc nadal był sam, wisiał tam samotny, tak jak ona stoi tutaj. W miejscu, gdzie przelano krew milionów.
Droga do domu wyjątkowo się dłużyła. Mimo godziny policyjnej, patrolu nigdzie nie było. "Pewnie odstraszył ich deszcz. Szwaby z cukru" - pomyślała Ulka, przyśpieszając kroku.
Jej nogi stąpały o ludzie ciała, kałuże krwi a co jakiś czas o błoto.
Tadeusz Zawadzki, dla wielu ludzi po prostu Zośka.
Chłopak z wyjątkowym zacięciem przywódczy, pochodził z inteligenckiej rodziny. Starał się pokazywać z jak najlepszej strony. Znał prawdę o Uli. Nie chciał jej bronić, czuł do niej pewną nienawiść ale i miłość. Taką miłość, którą ukazuje się na szczęśliwe zakończenie w książkach dla dzieci. Takie gdzie dwóch ludzi wkracza w inny świat, ich świat, w którym nie liczy się nic więcej niż miłość, szczęście i poczucie bezpieczeństwa.
Zośka gotowy do strzały, w ostatniej chwili spostrzegł, że jest to zapłakana Zielona, która klęczała wtulona w trupa.
Leżała w ludzkiej kałuży krwi, w stworzonym z ciał wale, który miał być zakopany, a oni? Zostawieni na zapomnienie, zdeptani z innym światem.
Nikt nie podszedł, nawet Tadeusz, który zawsze garnął się aby jej pomagać. Stał jakby przyklejony do ziemi, a ona tylko płakała i płakała. Jakby to była jedyna rzecz, którą potrafiła.
- Ulka! - krzyknął Antek, który podbiegł do niej, podnosząc ją z ziemi.
Znów nie kontaktowała, jej spojrzenie było puste, bez wyrazu i pełne obojętności. A uczucia jakby wypalone żywcem, serce zamienione na kamień obojętności.
- Antoni co z nią? - zapytał podenerwowany Zośka, powoli podchodząc do Ulki, wiedział, że coś jest nie tak.
- Kilka dni temu widziano ją ze szkopem. - odparł chłopak stojący przy drzewie. A ona dalej klęczała, wpatrując się w ciała ludzi. Zośka ujął jej twarz. Była zimna, blada i poraniona. Oczy straciły sens, emanujące nieustanną pustką.
Leżała na łóżku, przykryta białą pościelą z niezmieniającym się wyrazem twarzy.
Wszystko stawało się tak niemożliwe i dalekie. Dawny dom, ciepło rodzinnego ogniska. A teraz ruiny, krew na rękach i codzienne umieranie od środka. Jak żyć, kiedy na to nie pozwalają? Jak kochać, kiedy druga osoba to odwieczny wróg?
Zośka ściskał jej dłoń, a ona dalej leżała, wpatrując się w krzyż wiszący na ścianie. Nic nie było jak dawniej, śmierć stawała się codziennością.
- Ulka... - wycedził przez łzy Tadeusz, opierając czoło o jej dłonie - Ulka odezwij się. Powiedz jedno słowo. - powiedział, wycierając z poczerwieniałych policzek, łzy.
Cisza stawała się coraz to mniej przyjemna, zadawała ciosy niewidzialnym nożem, zabijając jakąkolwiek nadzieję.
Zimny wieczór, na ulicach pojedyncze światła lamp, oddawały cień patrolu.
Zośka nadal siedział przy łóżku Zielonej, wpatrywał się w jej zaszklone tęczówki.
- Śmierć... - odparła szeptem Ulka, ściskając mocniej dłoń chłopaka, ale nadal nie odwracała swojego wzroku od małego, czarnego krzyża.
Chłopak słysząc jej słowa, poderwał się na nogi i zapalił kilka świec, patrząc na spływający pot z jej czoła. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jest ranna. Nieskazitelnie biała pościel dostała czerwonej plamy, a jego dłonie były właśnie w jej krwi.
Spojrzał na Ulkę z przerażeniem, a na jej twarzy wymalował się ironiczny uśmiech.
Zośka wybiegł z pokoju, krzycząc głośno, błagając kogokolwiek o pomoc, ale był zdany na siebie. Już dawno było po godzinie policyjnej, a nikt nie miał odwagi wyjść z domu.
Aż w końcu rozległo się pukanie, miał nadzieje, że to ktoś przyszedł mu pomóc, ale mylił się.
W drzwiach stał wysoki chłopak, mężczyzna. Miał na sobie niemiecki mundur. Tadeusz nie miał się jak bronić. Przepchnięty przez Niemca, upadł na podłogę.
Szkop wszedł do pokoju gdzie leżała konająca Ulka, wiedział, że jest bezbronna i nie będzie w stanie się bronić. Nie chciał dłużej czekać, a więc wziął młodą dziewczynę na ręce i wyszedł z kamienicy, tak jakby nigdy nic się nie stało.
Droga zdawała się ciągnąc niesłychanie, jakby Wacha była na drugim końcu Warszawy.
Oczy Uli błyszczały, przekrwione białka dostrzegły w mężczyźnie coś znajomego. Chaotyczne spojrzenie w końcu stanęło na jego wyraźnych, Niemieckich rysach twarzy. Łapczywy oddech i cicho, wysyczane przez zaciśnięte zęby imię: "Heniu".
Miłość na wojnie była inna. Biegło się za nią bez tchu, nieustannie szukając, usiłując czytać ją jak otwartą księgę.
Wacha była bezpieczna tylko dla Niemców, ale dla innych nie. Każdy Polak, Żyd rozstrzeliwany był bez większego wahania. Strzały padały jeden za drugim.
Leżała na pryczy - wyjątkowo wygodnej pryczy, ale kontakt z Ulką znów się urwał. Przytomna, z szeroko otwartymi oczyma, wpatrująca się w biały sufit.
Wyczulenie na ciężkie kroki, stawało się być inne. Każdy szmer, głośniejszy krok powodowały u młodej dziewczyny wybuch płaczu.
- Mamy twoich przyjaciół. - wysyczał oschle Hans, rzucając w stronę dziewczyny zawinięty w papier kawałek chleba. Ta jednak dalej milczała, wiedziała o czym mówi. Wiedziała, że w domu Rudego było wszystko na ich niekorzyść.
Jan Bytnar, szanowany harcmistrz, członek podziemnej organizacji "Wawer". Jeden z dowódcy Grup Szturmowych i podporucznik Armii Krajowej, znalazł się w rękach gestapo.
Jej wzrok był nieprzytomny, a gorączka ewidentnie nasilała się. Pot spływał po jej czole, a usta spierzchły, układając się w cichym majaczeniu.
- Zapłaciłem lekarzowi, żeby cię nie wydaj. Ciesz się, że cie jeszcze nie rozstrzelałem jak Żyda. - rzucił oschle Hans, szarpiąc ją za zakrwawioną koszulę. Jednak ta nadal, wpatrywała się w biel ścian.
- Powiedz mi coś o tym koledze. Jak mu tam? Zośka? Tadek? A może wolisz o Rudym? Biednego katują. Chyba, że... - urwał w momencie, kiedy Ulka poderwała się z łóżka i rzuciła się na niego z pięściami.
Nie trzeba było długo czekać, aż padnie na ziemię z hukiem. Ręce jej drżały, a z oczu wypłynął strumyk łez. Podniosła, ubrudzoną od kurzu i krwi twarz, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- I nawet śmierć nas nie rozłączy, tak to mówiłaś mi Urszulo? - ten głos, przypominający lodową górę, której nie dało się przebić. Jego głos nieustannie był jak księżyc podczas zaćmienia, ciemna chmura, która przesłania słońce.
- Faszystowska świnia... - wycedziła Ulka, zaciskając dłonie w pięści. Co ją czeka? Auschwitz, roboty czy pewna śmierć z rąk ukochanego?
Czując silne dłonie, zaciskające się na jej szyi, zaczęła ostatkiem sił krzyczeć, błagać o pomoc i litość.
- Niedługo będzie ci ciążył łańcuch u nogi. - odparł, pchnął ją wprost na pryczę.
Nagłe poczucie bezpieczeństwa odpłynęło jak sen. Na zewnątrz znów rozległy się dźwięki samolotów. Z daleka wyglądały jak ptaki, szybujące po niebie, szukające swoje miejsca. Wymarzonego aby stworzyć gniazdo, a tym gniazdem są ludzie, domy, miasta i wsie. Nieustannie bombardowane i równane z ziemią.
Światło przebijało się przez białe firanki, a zapach świeżości mieszał się z intensywnym zapachem męskiej wody po goleni.
Gdy otworzyła szerzej zobaczyła, że nie ma na sobie potarganego i zakrwawionego munduru, ale zieloną sukienkę, a włosy upięte wysoki tylko pojedynce kosmyki opadały na jej twarz. I to cholerne uczucie, że serce własnie łamie ci żebra, bo wiesz, że obok leży on. Ukochany i znienawidzony.
- Jak to śpiewałaś mi gdy hasaliśmy po polach? "Siekiera, motyka, gaz i prąd. Kiedy pomiot pójdzie stąd"[1]? - odparł z pogardą, zaspanym głosem Hans.
Czując bijące ciepło od jego ciała, nie mogła przestać nieustannie przymykać oczu czy wybuchnąć krzykiem i nostalgicznym płaczem.
Nieustanny ból, przeszywał ją całą, każdy ruch od razu doprowadziła do nieludzkiego bólu. I te słowa "niedługo będzie ci ciążył łańcuch u nogi", jakby wyryty w jej głowie.
Wiedziała co musi zrobić. Zośka od zawsze ją tego uczył, aby walczyć o swoją godność. Czując jak oddech Heńka znów się wyrównuje i staje się spokojny, wiedziała co zrobić.
Na stoliku nocnym leżała broń, francuski pistolet, nienawidzący brudu. Jeden strzał i zabije swoją miłość.
Czując silną dłoń mężczyzny na swojej talii, wzdrygnęła się. Cieszyła się, że jej zwinność na coś się przydaje. Wysuwając się spod pościeli i uścisku Hansa, na palcach przeszła do stolika. Gdy poczuła w swoich dłoniach chłód broni od razu skierowała się do drzwi. Ucieczka była szybka i trudna. W okół patrol. W bramach, oknach i na ulicach nieustannie przemieszczający się SS-manni. Ale kiedy chcesz walczyć zrobić wszystko. Wszystko aby wpaść w ramiona osoby, która nauczyła cię żyć, pokazała kolorowe barwy wojny.
Dlatego wyjście z domu nie sprawiło jej problemu, zostawiając uchylone drzwi, zaczęła szybko zbiegać co kilka schodów. Kiedy doznała uderzenia świeżego powietrza zaczęła biec. Biec ile miała sił, ignorując plączące się nogi i ból, który tylko się nasilał.
Polana, jedyne spokojne miejsce. Brak krwi, trupów i Niemców, a w tle pochylona postać chłopaka, płaczącego, ściskającego w dłoniach różaniec.
I to ciche "Amen" rozlegające się w trawie. Wiatr targał jej włosy, kosmyki włosów, które zniszczyły elegancki wygląd.
Ulka podeszła bliżej chłopaka i położyła drżącą dłoń na jego plecach. Uklęknęła obok niego, ten jednak wpatrzony w różaniec nie odwrócił w jej stronę twarzy.
- Nie przegrałam, dalej walczę. - wyszeptała, nachylając się nad jego uchem.
W momencie chłopak poderwał się i zobaczył w niej Zieloną, a Zielona ujrzała Zośkę. Zapłakanego, z czerwonymi policzkami.
Czując jego silny uścisk i uspakajające bicie serca przymknęła oczy. Wszystko stało się tak piękne. Czuła się wolna, jakby ktoś tchnął w nią nadzieje i wyszeptał do jej ucha "odżyje blask letnich barw, bo nie przestajesz żyć, bo walczysz nie o zwykłych kilka chwil...".
- Nic nas nie rozłączy. Tylko ty i ja. - powiedziała drącym głosem, położyła zmarzniętą dłoń na jego rozgrzanym od łez policzku.
- Ulka co ty mówisz? - zapytał, dotykając swoją dłonią jej dłoni. Czując, jak jest słaba, usiadł, sadzając ją pod jednym z drzew.
Zielona spojrzała na niego niewyraźnym wzrokiem z uniesionym kącikiem ust.
- Słyszysz? Te strzały w oddali obwieszczają, że to koniec. Koniec nas. Uciekniemy tam, gdzie będziemy wiecznie. - powiedziała, przymykając jeszcze bardziej oczy.
Wyraz twarzy Tadeusza. Przyglądał się nieustannie, majaczącej Urszuli. Spojrzał w dal, ale dostrzegł tylko dym. Gdy zorientował się, że czyha na nich niebezpieczeństwo, zerwał się na nogi, biorąc dziewczynę na ręce.
Biegł przed siebie, nie patrzył gdzie jest, ale czując coraz bliższy zapach spalenizny wiedział, że są bez szans.
Wbiegł do pobliskiego, opuszczonego domu i ułożył Ulę na starym materacu, wciskając w jej dłonie, zakrwawiony różaniec.
[1] - Zakazane piosenki "Siekiera, motyka"
Noooooooo nie! miałam już napisany komentarz, przez tego laptopa wszystko się skasowało !!!!!! ;((((((((((((
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotkałam się z takim blogiem, chodzi o tematykę, jestem pozytywnie zaskoczona. Nie byłam dobra z historii, przyznaję się bez bicia ... moje ulubione tematy na historii to czasy starożytności... Ale bardzo spodobała mi się ta historia. końcówka chwyciła mnie za serce z zakrwawionym różańcem.
Życzę ci weny <3
i dziękuję za odwiedziny, dodaję cię do linków ;)
Jest mi niezmiernie miło. Przyznam się, że jakimś cudem mnie też rozrywało serce, gdy to pisałam. I nie mogę zaprzeczyć, że pisząc ten wątek z mojego oka wyleciała nie jedna łza.
UsuńDziękuję bardzo. :)
Blog jakże znakomity, treść o któej zaczyna się coraz bardziej zapominać. Lepiej uczyć się o Mezopotami, niż o historii najbardziej istotnej dla naszego pokolenia. Ciekawym zagadnieniem jest jakby aktualnie wyglądała konspiracja, gdyby nasze państwo zostało zniewolone bardziej niż jest. Pozdrawiam i życzę wytrwałości w tym blogu ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznaje Ci rację. Wiadome, że ważne jest abyśmy wiedzieli jak wszystko wyglądało p.n.e, ale dlaczego w gimnazjum nie dowiemy się nic o walczącej Polsce? Historia Polski jest coraz bardziej zapominana, co jest niestety potwornie przykre i bolesne, bo ludzie nawet nie wiedzą podstawowych dat z II wojny światowej, które są bardzo łatwe do zapamiętania.
UsuńDo tego trzeba dodać zakłamanie histori tak zwane skróty myślowe jak na prykład "polskie obozy zagłady". W Stanach myślą że Polacy byli nazistami. Jedynie pamięć nasza może ocalić od zapomnienia i zhańbienia Polskiej histori.
UsuńNie wiem, czy prowokacja (jestem nawet na 50% przekonana, że tak) czy na poważne, ale przeczytałam, bo mi się chciało. Opcio chaotyczne ponad ludzkie pojęcie, opisy żadne, psychologia postaci żadna, tak samo jak jakakolwiek próba ich opisu. Sytuacja historyczna opanowana na poziomie minus 0, zerowo również opisana. To znaczy nie stwierdzono niczego więcej, jak ciągu scenek, które nawet niespecjalnie się ze sobą łączą. Nie wiadomo, kto z kim, jak i dlaczego. To, co było w 3 rozdziałach, spokojnie i z sensem można rozpisać na 5, jak nie 10. Generalnie mózg mi się już zwichnął na samym początku, próbując jakoś ogarnąć ten chaos. Ba, chciało mi się nawet parę spraw naświetlić, oto one:
OdpowiedzUsuńRozdział I:
Największy cios dla polaków. - Polaków
Zza jego ścian było słychać jęki i głośne krzyki, a nawet coraz częstsze ściany. - Słychać było ściany? WTF. Mam dziwne wrażenie, że chciałaś napisać coś innego, bo ja wiem... Strzały?
Niemcy zaprogramowali ich tok myślenia na swój własny. Wyrywali sobie jedzenie, a gdy to spadło na ziemie, bili się nadal o nie, a potem zjadali z ziemi. - Jakby Niemcy zaprogramowali ich na "własny" tok myślenia, to powinni zacząć uważać się za rasę panów i poprzeć Hitlera. Mam wrażenie, że to tylko potknięcie stylistyczne, chyba chodziło ci o to, że zaprogramowali ich tak, jak chcieli, by się zachowywali.
Ulka Stonicka pochodziła z pół żydowskiej rodziny. Gdy wprowadzono nakaz noszenia opaski na ramieniu - niebieskiej gwiazdy Dawida, na białym tle - zignorowała to. Osoba, która nie chce się poddać nie potrafi przyjąć cudzych, okrutnych racji. Dla Ulki był to rodzaj upokorzenia, poddania się. - Um, nie. Jeśli zamknęli rodzinę Stonickich w getcie, to musiała nosić opaskę. Po prostu musiała, bo takie było prawo, nie mogła pomykać po ulicach bez opaski, bo natychmiast zostałaby zatrzymana i koniec balu.
W 1941 roku do Auschwitz zabrano jej ojca. Siergiej Stonicki, Żyd. Wymordowany na przymusowych robotach. – Auschwitz a przymusowe roboty to dwie różne sprawy, koleżanko, nie mieszaj pojęć. Ofkoz, że ludzie w obozach również byli zmuszani do pracy, ale hasłem „roboty przymusowe” określa się prace wykonywane przez Polaków wywiezionych do Niemiec, ale nie do obozów koncentracyjnych. A Auschwitz było takim obozem.
Uciekając nie raz przed patrolem, który bacznie pilnował ulic po godzinie policyjnej. – Tu coś urwało od zdania i sensu. Uciekając przed patrolem co?
wychodziła tylko z lekkimi obrysami i potarganą sukienką. – Z czym?
Yyyyy… i w ogóle, skoro Stonicka, chyba, że Zielona to kto inny, była zamknięta w getcie, to jakim cudem latała sobie po Warszawie i taka była znana ze swoich wyczynów? Czy mówimy ciągle o tej samej postaci, czy o kimś innym?
Hans Fischer, podobno rodzina z Ludwig'iem Fischerem – AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA moje oczy krwawią – LUDWIGIEM. Bez apostrofu. Poczytaj o funkcji apostrofu, nie używaj gdzie nie potrzeba. Bo teraz ci wyszło „rodzina z Ludwiiem Fischerem”.
OdpowiedzUsuńktóry biegle posługiwał się językiem polskim i niemieckim. – O, a znał polski skąd konkretnie? Wyjaśnisz kiedyś?
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA matka esesmana Żydówką. Boże kochany, jak to niby zadziałało? Aż tak szerokie miał plecy, że sam z rodziną nie został odizolowany?Okej, jest też opcja b i c. B: ojciec rozwiódł się z matką; c: było to starannie ukrywane. Ale nie mam pewności, że przeszło by to w tak teoretycznie elitarnej jednostce jak SS.
Tak naprawdę Fischer od zawsze czuł się polakiem. Jego matka nie pochodziła z Niemiec, ale ojciec tak. – Yyyyy…co? To w końcu Żyd, Niemiec czy Polak? Jego matka była polską Żydówką? To i tak nie bardzo jak miał czuć się Polakiem, bo to nie działa w ten sposób. Nawet jeśli była doskonale zasymilowana.
Dziwne było, to że pomimo tak polskich korzeni przyłączył się do NNPR i SS. – Ponownie: nie. Jeśli matka była była Żydówką, a ojciec Niemcem, to miał korzenie żydowsko-niemieckie, a nie Polskie. Chyba, że płynęła w nim część polskiej krwi, na przykład poprzez mieszane małżeństwo w rodzinie matki, a to zbyt naciągane, by nazwać to korzeniami. Coś tu nie zadziałało.
Dziwnie było i to, że Niemcy mu ufali, powierzali wszystkie ważne informacje. – NIE. Bohater jest rottenfuhrerem, czyli zwykłym kapralem, czyli nawet nie podoficerem. Jakie WAŻNE informacje można dać kapralowi , a więc dokładnie nikomu? http://pl.wikipedia.org/wiki/Rottenführer
Hala. Młoda, piękna dziewczyna znająca prawdę o Ulce. Wiedziała, że jest kolaborantkom – KolaborantkĄ. Chyba że występowała jak Bóg, w trzech osobach.
Sama pomagała jej z dokumentami. – Sanitariuszka w ruchu oporu pomagała kolaborance z dokumentami? Mój mózg wywinął fikołka, próbując to ogarnąć. http://pl.wikipedia.org/wiki/Kolaboracja
SS-mann ruszył w stronę kałuży krwi, a ta szybkim ruchem złapała za swoją broń. – Ta kałuża złapała broń? Pochrzaniły się podmioty, ewidentnie.
Mężczyzn jej wzrostu podszedł do niej i zaczął szarpać ją za jej zieloną sukienkę, tym samym wyrywając broń. – MężczyznĄ
- Przenajświętsza panienko... - zaczęła cicho cedzić przez zaciśnięte zęby, nie pokazując swojej słabości. – Żydówka modli się do Maryi? OJEZU. Pierwszy link z brzegu: http://www.jasnagora.com/wydarzenie-5993
- Nie zabije cię... - powiedział polskim, wyraźnym akcentem. Dziewczyna uniosła lekko głowę ku niemu i napluła mu prosto w twarz. – Zabiję, z polskim (chociaż nie wiem po co). Poza tym panna powinna dostać natychmiast nagrodę Darwina, jest idealną kandydatką. Wróg mówi ci, że cię nie zabije? Prowokuj go, żeby jednak zmienił zdanie.
patrzący na to wszystko zza roku Hans. – Chyba „rogu”
Profesor chodził z kąt w kąt, taka gra – Kąta w kąt.
OdpowiedzUsuńNiemiecki doktor, wiedział, że gdy zoperuję tego trzydziestoletniego SS-manna, albo umrze przed podaniem narkozy. – zoperuje. A poza tym, znów popieprzyły się podmioty i urwało od sensu. Kto umrze, lekarz?
YYYy…czy właśnie przeskoczyliśmy z roku ’40 do 44?
pod murek krew – murem.
Czyli… ktoś tu ma TARDIS, albo to, co opisywałaś, że działo się w roku ’40, jednak działo się w ’44.
- Już pewnie biedna nasza Ula kwiatki od spodu wącha! - krzyknęła jeszcze głośniej Maryśka, która uklęknęła obok Hali. Zaraz za nimi padł na kolana Zośka, potem, Rudy, Alek, Antek i inni, ale nie uklęknęła Anka. – To ma jednak dla mnie wydźwięk komiczny, a chyba nie powinno.
Był to zimowy dzień. 1939 rok. Hans Fischer i Ulka Stonicka siedzieli w kamienicy, gdy zaczęto bombardować. Krzyk ludzi, popłoch i bezradność opanowała ledwo stojący o własnych nogach kraj.
- Dziś idę walczyć, mamo! Słyszysz! - krzyczał rozradowany Hans, ignorując stojącą za sobą polkę.
CO. Co robi esesman w kamiennicy, o co w ogóle chodzi… Po co go w ogóle zrobiłaś esesmanem, skoro wyraźnie kreujesz go na Polaka i członka polskiego ruchu oporu…To nie ma najmniejszego sensu.
zapytał z ironią SS-man – Esesman.
Och, okej, matka bohatera ukrywała żydowskie pochodzenie. Co nie ma jednak związku z poprzednim rozdziałem, bo opis bohatera sugerował, że świetnie o tym wie.
Nie mogła tak siedzieć, odepchnęła od siebie kobietę i pomimo bólu wyszła z sali kierując się do sąsiedniej. – Z raną postrzałową brzucha, ledwie wczorajszą? Podziwiam.
który drażnił jej zmarznięte policzka. – Policzki.
Ulka nie zobaczyła na własne oczy Hansa – Tym bardziej nie widziała go na cudze oczy.
W końcu dobiegła na ostatni zbiorowy grup – słodki jeżu w czekoladzie. GRÓB, zbiorowy GRÓB.
Upadła przed hołdom – Przed czym upadła? Chyba hałdą.
Rozdział III:
OdpowiedzUsuńWysoki o nienagannym wyrazie twarzy, patrzył na nią. – To znaczy jakim, uszytym na miarę?
Żaden z nich nie był w stanie opisać co w tedy czuli – Ula nagle postanowiła zmienić płeć? Bo jeśli nie, to „żadne”.
Oczy straciły sens, emanujące nieustanną pustką. – Rozkoszne, bo oczy, jako takie, sensu stracić nie mogą.
Szkop wszedł do pokoju gdzie leżała konająca Ulka, wiedział, że jest bezbronna i nie będzie w stanie się bronić. Nie chciał dłużej czekać, a więc wziął młodą dziewczynę na ręce i wyszedł z kamienicy, tak jakby nigdy nic się nie stało. – A szlaczek z flaczków ciągnął się za nimi.
przekrwione białka dostrzegły w mężczyźnie coś znajomego. – Nowy poziom, zupełnie nowy poziom. Patrzenie białkami, bo źrenice są zbyt mainstreamowie. A tęczówki, skądinąd tak jak białka nie biorące udziału w procesie jako takim, zbyt ograne.
a włosy upięte wysoki tylko pojedynce kosmyki opadały na jej twarz. – w wysokie co?
zbiegać co kilka schodów – Stopni.
Czekam na odpowiedz i opublikowanie komci na blogu, bo liczę na rozmowę. Naprawdę. Serio serio.
Ciesze się, że pomożesz mi wyłapać błędy. Jestem amatorką i często sama się w tym gubię, a jak każdy mam prawo do błędów. W wolniejszym czasie mam zamiar popoprawiać wszystkie błędy. Jednak tak spora ilość nauki nie pozwala mi na to. Jeśli jest jakaś możliwość PRYWATNEGO kontaktu z Tobą, jestem chętna na rozmowę.
Usuń