Profesor chodził z kąt w kąt, taka gra. Dumanie nad łacińskimi słowami, diagnozami.
Niemiecki doktor, wiedział, że gdy zoperuję tego trzydziestoletniego SS-manna, albo umrze przed podaniem narkozy.
Przyłożył dwa palce do jego pulsu. Nikły, ledwo wyczuwalny.
Na korytarzu rozległ się krzyk.
- Wkroczyli do magazynów! - krzyknął jeden z sanitariuszy, gdy za oknem rozległy się strzały i krzyki pacjentów szpitala.
Równe kroki z ulicy, głośne, ordynarne komendy. Chwilę głucha cisza. Strzał. Ciągłe krzyki. W końcu zapadła cicha, słyszalne były tylko ciche jęki konających...
- O co chodzi naszym? Wszystko było dobrze, czemu zaatakowali szpital? - zapytała zdziwiona Hala, rozglądając się chaotycznie po osobach zgromadzonych w fabryce na Woli.
- To najmniejszy problem. - powiedział Zośka, wstając z ziemi i przyglądając się uważnie Antoniemu. - Jako ostatni widziałeś Ulke. - odparł znacznie ciszej. Gdy nagle rozległ się cichy płacz. To Maryśka. Siostra Antka, była tam razem z nim. Widziała Zieloną z Hansem, ale nie domyśliła się, że mogło się to aż tak źle skończyć.
- Maryśka widziałaś coś więcej tego dnia? - zapytał Antoni i spojrzał na nią dociekliwie. Przykucnął przy niej, delikatnie poklepując ją po ramieniu.
- Była... Widziałam ją na Chłodnej ze szkopem... - odparła krztusząc się łzami.
Zośka, złapał za broń i z trzaskiem drzwi wyszedł z fabryki. Zaraz za nim zerwali się i inni. Ulka była czasem ważniejsza niż przywódca, wiedziała więcej niż by można się spodziewać. Niesamowicie dobrze trafiała do danego celu. Wszyscy mieli do niej szacunek ale nie Anka Trzebnicka. Łączniczka, sanitariuszka. Zawsze miała za złe, że to ona stawała razem z Zośką na czele batalionu.
Biegli bez wytchnienia. Stąpali po ludzkich ciałach, kałużach krwi. W końcu znaleźli się na Chłodnej, tam gdzie rozstrzelano wczoraj jej matkę, pod murek krew, w kącie...
W kącie tylko kawałek jej zielonego materiału sukienki i plama krwi. Z tyłu tłumu rozległ się głośny płacz.
- Zabili ją! Wiedziałam! Zabili! - wykrzyczała Hala, rzucając się wprost na wchłoniętą krew.
- Już pewnie biedna nasza Ula kwiatki od spodu wącha! - krzyknęła jeszcze głośniej Maryśka, która uklęknęła obok Hali. Zaraz za nimi padł na kolana Zośka, potem, Rudy, Alek, Antek i inni, ale nie uklęknęła Anka.
- Co ona niby takiego zrobiła, że tak rozpaczacie? - zapytała zaciekawiona Anna. - Zdradziła nas. Ubrudziła swoją faszystowską krwią nasz sztandar, naszą flagę! - syknęła oschle, wycofując się, gdy usłyszała w swoją stronę obelgi. Czując na sobie zimny wzrok Zośki i Hali, zaczęła biec w stronę Różanej.
- Oj Ulka, Ulka - powiedział dobrze znany jej głos - Hans. Rany na ciele paliły ją niemiłosiernie, jednak ostatkiem sił usiadła na skrzypiącym łóżku, nostalgicznie patrząc po pomieszczeniu.
- Heniek? - zapytała, niepewnie.
- Nie masz prawa tak mówić! - krzyknął, celując prosto w jej ramię. Gdy mówiła te słowa od razu przypominało mu się dzieciństwo.
Zaciskając dłoń na ranie, pomimo bólu i żalu, który zaciskał jej gardło i usztywnił ciało, popchnęła mężczyznę na ścianę.
Pomimo wszystkiego biegła. Ciasnymi uliczkami, starając się nie tracić świadomości.
Jej dom był pusty, przesiąknięte ściany wilgocią przyprawiły ją o mdłości. Ułożyła się miękko na pseudo łóżku, gdy dobiegły ją głośne kroki.
Widząc w drzwiach dwóch szwabów i obok Hansa przeszły ją dreszcze.
- Myślisz, że uciekniesz? - zapytał z ironią SS-man, wskazując ruchem ręki aby aresztowano ją.
Prowadzili ją wprost do więźniarki, gdy w końcu rozluźniła się i krzyknęła.
- Mam listy od twojej matki dla ciebie. - wycedziła, krztusząc się własnymi łzami.
- Znów kłamiesz. - podszedł do niej, zadając cios w jej policzek.
- Nie, ale musisz zabrać mnie do getta. - odparła stanowczym i pewnym siebie głosem. Hans spojrzał na nią dociekliwie, a gdy uścisk na jej rękach przestał sprawiać ból przymknęła oczy.
- Zabijesz mnie, po drodze. - odparł zadowolony.
- Nie mam broni. - wyrwała swoje ręce i wzruszyła ramionami.
- Nie potrzebujesz broni, ale chodź. - powiedział z rezygnacją i spojrzał na zdezorientowanych szkopów.
Szarpnęła Heńka za ramię i zaczęła ciągnąć za sobą do getta.
Droga była wyczerpująca i z każdą chwilę dłużyła się coraz bardziej. Wszyscy krzywo spoglądali na nich. SS-man z polką? W końcu gdy dotarli do getta, wbiegła do jednego z pomieszczeń wyrywając dłońmi spróchniałe, kawałki desek.
Po uporczywych dwudziestu dwóch minutach Ulka wyciągnęła wilgotne i śmierdzące stęchlizną koperty.
Mężczyzna patrzył się w okno, nie odrywając od niego wzroku.
- Rozumiem, że to trudne... - powiedziała, jąkając się. Widząc obojętność, która tkwiła na jego twarzy zrezygnowana wstała i z dłoni wyciągnęła mu list. - Kochała cię, chciała tylko cię chronić. - dopowiedziała przerywając nieswoją ciszę.
- Zabijałem setki ludzi. A teraz nagle mówisz mi o tym, że chciała mnie chronić? Won! - krzyknął w jej stronę, a ta lekko podskoczyła ze strachu, gdy z kieszeni munduru wyciągnął broń.
Kilkakrotnie powtórzyła jego imię, gdy ten odbezpieczył broń i przyłożył sobie do skroni. Położył palec na spust, Ulka jednym ruchem wyrwała mu broń tym samym strzelając w swoje podbrzusze.
W momencie padła na ziemię, a z ust poleciał strumyk krwi.
- Cholera! - krzyknął, okrywając jej ramiona swoją marynarką.
Droga do szpitala była szybka, każda sekunda była ważna. Gdy wbiegł do białego pomieszczenia i położył Zieloną na łóżku sam skierował się do łaźni.
Przyjrzał się swoim brudnymi od krwi dziewczyny dłoniom i zacisnął mocno zęby. Rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu. W kącie leżało połamane krzesło, a obok sznurek. Ktoś przedtem usiłował targnąć na swoje życie. Pierwsza myśl, która ustatkowała się na stałe w jego umyśle to samobójstwo. Wszystko zdawało się tak idealnym planem. Śmierć w tym momencie się stała jedynym możliwym celem do osiągnięcia.
To wojna, w końcu kiedyś każdy znasz zostanie stracony, a po ludziach zostaną tylko szczątki i wspomnienia wyryte w sercu innych.
Wśród wszystkich uczuć, jakich doznawała od wielu lat, dominowało zaskoczenie. Nie mogła pojąć tego co się wydarzyło. Ostatni obraz zatrzymał się na liście, krzyku Hansa - i oto nagle przed nią stoi kobieta w białym kitlu, uśmiechająca się do niej szeroko.
- Gdzie Hans? - zapytała niepewnym siebie głosem.
- W sali obok, słoneczko. - odpowiedziała ze spokojem kobieta - Odpoczywa. Wczoraj chciał się powiesić, ale jeden z funkcjonariuszy znalazł go w ostatniej chwili. - dalej mówiła z dziwnym i obcym dla Ulki spokojem.
Nie mogła tak siedzieć, odepchnęła od siebie kobietę i pomimo bólu wyszła z sali kierując się do sąsiedniej.
Siedziała na brzegu łóżka, gdy ten otworzył oczy i spojrzał na nią.
W barwie jego głosu była baśń o śmierci, którą przeżył. Jednym ruchem ręki dziewczyna pokazała aby posunął się i sama położyła się obok niego, skupiając się na jego sinych oczach.
- Kim ja jestem? Kim ja mam być? - zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś dalej tym samym chłopakiem co kilka lat temu. Musisz udawać. Chronić siebie. Wiesz dobrze, że gdy wydasz siebie wydasz i mnie. - odpowiedziała pewnym siebie głosu, gładząc dłonią jego kruczo-czarne włosy. - Musisz być silny. - dopowiedziała po chwili, patrząc na niego zaszklonymi oczami.
- Nie umiem - odpowiedział stanowczo.
Dziewczyna uśmiechnęła się nikle. Czuła na sobie jego ciepły oddech, który drażnił jej zmarznięte policzka. Przymknęła oczy i musnęła jego usta z uśmiechem na twarzy.
Przez ten krótki ułamek sekundy czuła ciepło i błogi spokój, ale gdy otworzyła oczy wróciła do szarej rzeczywistości. Rozejrzała się dookoła i odsunęła w momencie, siadając plecami do niego.
Nieustanna walka z samą sobą, doprowadzała ją do czystej nostalgii. Ból, który rozrywał jej serce na drobne kawałki, nie był do opisania.
W jej oczach była tylko obojętność na całą polityczną sytuację. Była przyzwyczajona, że z rąk ludzi kiną setki niewinnych. Twierdziła, że: "jestem teraz w armii, sama ze sobą". Słowa te mobilizowały ją do ciągłych ulicznych zamieszek, ale to jak jej serce kołatało nie było w stanie do porównania, gdy gestapo szarpało ją na mundur.
Strzały latały ponad głowami. Nie wybuchło jeszcze powstanie, a zamieszanie na ulicach było nie do zniesienia.
Dziś wypadł dzień na łapanki. Niemcy z ulic zgarniali kogo im się żywnie zachciało.
Od spotkania w szpitalu Ulka nie zobaczyła na własne oczy Hansa, do teraz. Stał z bronią w ręku i ustawiał ludzi w szeregu pod ścianą.
Nagły krzyk i dobrze znany jej głos, wskazujący ręką na cywilów i krzyczący, aby strzelano - stłumione krzyki przez dźwięk karabinów. I tylko jej wewnętrzna modlitwa.
Ulka wbiegła w jedną z ciasnych uliczek. Nogi plątały się jej, a myśli kłębiły w okół morderców.
W końcu dobiegła na ostatni zbiorowy grup. Upadła przed hołdom, jeszcze nie zasypanych trupów, głośno modląc się.
- Panienko przenajświętsza, uchroń Ty ludzi od zła. Niech Bóg kule nosi, na wojence niech będzie ładnie. - powiedziała, przykładając swoją twarz do jednego z ciał.
Zapach odrzucał na kilometry, ale dla niej cała ta sytuacja była tak zwyczajna.
Nagle w lesie rozległy się krzyki i polskie komendy.
- Dalej, chłopaki! Dalej! - nie potrafiła odróżnić czyj to głos, zza drzew wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny. - Ręce do góry! - krzyknął, trzymając broń wycelowaną w nią.
Ulka w momencie zerwała się z kolan, podnosząc ręce ku górze. Oddech przyśpieszył, a świat nagle zaszedł za mgłą, gdy zobaczyła chłopaków z Szarych Szeregów.
***
Chciałam wam serdecznie podziękować za te wszystkie komentarze, to dla mnie ważne aby znać waszą opinie na ten temat.
Obiecuję bardziej rozpisywać się z opisami. Zależało mi jednak na dodatnie czegoś w najbliższym czasie. Chciałabym podziękować A. za ogromny duży zasób pomysłów na ten rozdział. Nie wiem czy byłabym wstanie napisać cokolwiek bez tych pomysłów.
- Heniek? - zapytała, niepewnie.
- Nie masz prawa tak mówić! - krzyknął, celując prosto w jej ramię. Gdy mówiła te słowa od razu przypominało mu się dzieciństwo.
Był to zimowy dzień. 1939 rok. Hans Fischer i Ulka Stonicka siedzieli w kamienicy, gdy zaczęto bombardować. Krzyk ludzi, popłoch i bezradność opanowała ledwo stojący o własnych nogach kraj.
- Dziś idę walczyć, mamo! Słyszysz! - krzyczał rozradowany Hans, ignorując stojącą za sobą polkę.
- Heniu, nie powinieneś... - wycedziła zdezorientowana matka.
Hans przytulił do siebie mocno matkę, gdy padły strzały. Poczuł ciepło na swoich dłoniach i płytki oddech ukochanej matki.
- Heniek, spokojnie... - powiedziała Zielona, dotykając delikatnie zmarzniętą dłonią jego ramienia. Ten szybkim ruchem odepchnął ją od siebie. Tym samym stając się ludzką zwierzyną...- Zdradziłaś wszystkich, chyba przykro by... - nie pozwoliła mu dokończyć. Setki niezrozumiałych słów wydostały się z jej spierzchniętych warg.
Zaciskając dłoń na ranie, pomimo bólu i żalu, który zaciskał jej gardło i usztywnił ciało, popchnęła mężczyznę na ścianę.
Pomimo wszystkiego biegła. Ciasnymi uliczkami, starając się nie tracić świadomości.
Jej dom był pusty, przesiąknięte ściany wilgocią przyprawiły ją o mdłości. Ułożyła się miękko na pseudo łóżku, gdy dobiegły ją głośne kroki.
Widząc w drzwiach dwóch szwabów i obok Hansa przeszły ją dreszcze.
- Myślisz, że uciekniesz? - zapytał z ironią SS-man, wskazując ruchem ręki aby aresztowano ją.
Prowadzili ją wprost do więźniarki, gdy w końcu rozluźniła się i krzyknęła.
- Mam listy od twojej matki dla ciebie. - wycedziła, krztusząc się własnymi łzami.
- Znów kłamiesz. - podszedł do niej, zadając cios w jej policzek.
- Nie, ale musisz zabrać mnie do getta. - odparła stanowczym i pewnym siebie głosem. Hans spojrzał na nią dociekliwie, a gdy uścisk na jej rękach przestał sprawiać ból przymknęła oczy.
- Zabijesz mnie, po drodze. - odparł zadowolony.
- Nie mam broni. - wyrwała swoje ręce i wzruszyła ramionami.
- Nie potrzebujesz broni, ale chodź. - powiedział z rezygnacją i spojrzał na zdezorientowanych szkopów.
Szarpnęła Heńka za ramię i zaczęła ciągnąć za sobą do getta.
Droga była wyczerpująca i z każdą chwilę dłużyła się coraz bardziej. Wszyscy krzywo spoglądali na nich. SS-man z polką? W końcu gdy dotarli do getta, wbiegła do jednego z pomieszczeń wyrywając dłońmi spróchniałe, kawałki desek.
Po uporczywych dwudziestu dwóch minutach Ulka wyciągnęła wilgotne i śmierdzące stęchlizną koperty.
Mój synku, jesteś już prawie dorosły i tak podobny do swojego śp. Ojca. Wiesz ile znaczy dla mnie abyś walczył o nasz honor. Jeszcze nie dawno byliśmy wolni, a dziś w nocy już słyszałam latające samoloty, światła padające wprost na nasze okna. Dlatego piszę i dlatego, że musisz znać prawdę. Nasza kochana Uleńka wszystko wie. Był to dla niej szok. Prawdopodobnie dla tego, że tak właściwie to mnie i jej matkę łączyło to samo. To trudne przelewać życiowe decyzję na wymiętą kartkę papieru, pisać najważniejszy list na kolanie, ze strachem, że za chwilę ktoś cię zabiję. Heniu, nigdy o tym nie wspominałam ani Tobie, ani Ojcu. Pochodzę z żydowskiej rodziny, od zawsze darzyłam moją rodzinę szacunkiem i miłością, dlatego właśnie pozostałam przy naszych rodzinnych korzeniach. Wiem jak potraktujesz tą że informację. Będzie to dla Ciebie ogromnym szokiem, ale pamiętaj, dla mnie zawsze jesteś najważniejszy. Ukrywałam to przez tyle lat, aby uchronić cię przed niebezpieczeństwem, abyś mógł przeżyć tę Wielką Grę...Hans zgniótł w dłoniach kartkę papieru. Odczucie Ulki było jednoznacznie. Uczucie ściskania w gardle, tak jakby jego dłoń wylądowała nie na papierze, a na jej obolałej szyi.
Mężczyzna patrzył się w okno, nie odrywając od niego wzroku.
- Rozumiem, że to trudne... - powiedziała, jąkając się. Widząc obojętność, która tkwiła na jego twarzy zrezygnowana wstała i z dłoni wyciągnęła mu list. - Kochała cię, chciała tylko cię chronić. - dopowiedziała przerywając nieswoją ciszę.
- Zabijałem setki ludzi. A teraz nagle mówisz mi o tym, że chciała mnie chronić? Won! - krzyknął w jej stronę, a ta lekko podskoczyła ze strachu, gdy z kieszeni munduru wyciągnął broń.
Kilkakrotnie powtórzyła jego imię, gdy ten odbezpieczył broń i przyłożył sobie do skroni. Położył palec na spust, Ulka jednym ruchem wyrwała mu broń tym samym strzelając w swoje podbrzusze.
W momencie padła na ziemię, a z ust poleciał strumyk krwi.
- Cholera! - krzyknął, okrywając jej ramiona swoją marynarką.
Droga do szpitala była szybka, każda sekunda była ważna. Gdy wbiegł do białego pomieszczenia i położył Zieloną na łóżku sam skierował się do łaźni.
Przyjrzał się swoim brudnymi od krwi dziewczyny dłoniom i zacisnął mocno zęby. Rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu. W kącie leżało połamane krzesło, a obok sznurek. Ktoś przedtem usiłował targnąć na swoje życie. Pierwsza myśl, która ustatkowała się na stałe w jego umyśle to samobójstwo. Wszystko zdawało się tak idealnym planem. Śmierć w tym momencie się stała jedynym możliwym celem do osiągnięcia.
To wojna, w końcu kiedyś każdy znasz zostanie stracony, a po ludziach zostaną tylko szczątki i wspomnienia wyryte w sercu innych.
Wśród wszystkich uczuć, jakich doznawała od wielu lat, dominowało zaskoczenie. Nie mogła pojąć tego co się wydarzyło. Ostatni obraz zatrzymał się na liście, krzyku Hansa - i oto nagle przed nią stoi kobieta w białym kitlu, uśmiechająca się do niej szeroko.
- Gdzie Hans? - zapytała niepewnym siebie głosem.
- W sali obok, słoneczko. - odpowiedziała ze spokojem kobieta - Odpoczywa. Wczoraj chciał się powiesić, ale jeden z funkcjonariuszy znalazł go w ostatniej chwili. - dalej mówiła z dziwnym i obcym dla Ulki spokojem.
Nie mogła tak siedzieć, odepchnęła od siebie kobietę i pomimo bólu wyszła z sali kierując się do sąsiedniej.
Siedziała na brzegu łóżka, gdy ten otworzył oczy i spojrzał na nią.
W barwie jego głosu była baśń o śmierci, którą przeżył. Jednym ruchem ręki dziewczyna pokazała aby posunął się i sama położyła się obok niego, skupiając się na jego sinych oczach.
- Kim ja jestem? Kim ja mam być? - zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś dalej tym samym chłopakiem co kilka lat temu. Musisz udawać. Chronić siebie. Wiesz dobrze, że gdy wydasz siebie wydasz i mnie. - odpowiedziała pewnym siebie głosu, gładząc dłonią jego kruczo-czarne włosy. - Musisz być silny. - dopowiedziała po chwili, patrząc na niego zaszklonymi oczami.
- Nie umiem - odpowiedział stanowczo.
Dziewczyna uśmiechnęła się nikle. Czuła na sobie jego ciepły oddech, który drażnił jej zmarznięte policzka. Przymknęła oczy i musnęła jego usta z uśmiechem na twarzy.
Przez ten krótki ułamek sekundy czuła ciepło i błogi spokój, ale gdy otworzyła oczy wróciła do szarej rzeczywistości. Rozejrzała się dookoła i odsunęła w momencie, siadając plecami do niego.
Nieustanna walka z samą sobą, doprowadzała ją do czystej nostalgii. Ból, który rozrywał jej serce na drobne kawałki, nie był do opisania.
W jej oczach była tylko obojętność na całą polityczną sytuację. Była przyzwyczajona, że z rąk ludzi kiną setki niewinnych. Twierdziła, że: "jestem teraz w armii, sama ze sobą". Słowa te mobilizowały ją do ciągłych ulicznych zamieszek, ale to jak jej serce kołatało nie było w stanie do porównania, gdy gestapo szarpało ją na mundur.
Strzały latały ponad głowami. Nie wybuchło jeszcze powstanie, a zamieszanie na ulicach było nie do zniesienia.
Dziś wypadł dzień na łapanki. Niemcy z ulic zgarniali kogo im się żywnie zachciało.
Od spotkania w szpitalu Ulka nie zobaczyła na własne oczy Hansa, do teraz. Stał z bronią w ręku i ustawiał ludzi w szeregu pod ścianą.
Nagły krzyk i dobrze znany jej głos, wskazujący ręką na cywilów i krzyczący, aby strzelano - stłumione krzyki przez dźwięk karabinów. I tylko jej wewnętrzna modlitwa.
Ulka wbiegła w jedną z ciasnych uliczek. Nogi plątały się jej, a myśli kłębiły w okół morderców.
W końcu dobiegła na ostatni zbiorowy grup. Upadła przed hołdom, jeszcze nie zasypanych trupów, głośno modląc się.
- Panienko przenajświętsza, uchroń Ty ludzi od zła. Niech Bóg kule nosi, na wojence niech będzie ładnie. - powiedziała, przykładając swoją twarz do jednego z ciał.
Zapach odrzucał na kilometry, ale dla niej cała ta sytuacja była tak zwyczajna.
Nagle w lesie rozległy się krzyki i polskie komendy.
- Dalej, chłopaki! Dalej! - nie potrafiła odróżnić czyj to głos, zza drzew wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny. - Ręce do góry! - krzyknął, trzymając broń wycelowaną w nią.
Ulka w momencie zerwała się z kolan, podnosząc ręce ku górze. Oddech przyśpieszył, a świat nagle zaszedł za mgłą, gdy zobaczyła chłopaków z Szarych Szeregów.
***
Chciałam wam serdecznie podziękować za te wszystkie komentarze, to dla mnie ważne aby znać waszą opinie na ten temat.
Obiecuję bardziej rozpisywać się z opisami. Zależało mi jednak na dodatnie czegoś w najbliższym czasie. Chciałabym podziękować A. za ogromny duży zasób pomysłów na ten rozdział. Nie wiem czy byłabym wstanie napisać cokolwiek bez tych pomysłów.
Zapraszam na mojego bloga z opowiadaniami: http://anaopowiadania.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOraz bloga którego prowadzę z przyjaciółką : just-aulia.blogspot.com
Pozdrawiam :*
Na pewno odwiedzę. :)
UsuńBardzo się cieszę że nowy rozdział pojawił się tak szybko, bo, szczerze mówiąc, codziennie zaglądałam żeby zobaczyć czy czegoś nie wstawiłaś :) Bardzo mi się podoba :D chociaż trochę nie ogarniam skąd Ulka i Hans się znają oraz dlaczego Hans jest Heńkiem, ale pewnie wyjaśni się to trochę później.
OdpowiedzUsuńJedynie nie wiem czy po tylu przejściach i postrzelonym brzuchu Ula byłaby w stanie od razu wstać z łóżka i przejść do Hansa, a kilka dni potem już latać po mieście, ale w sumie wojna to wojna...
Życzę Ci dużo weny :D i czekam na kolejny rozdział :)
Jejku, codziennie? W wysuwanym "gadżecie" postaram się pisać, kiedy pojawią się rozdziały. Jest mi bardzo miło.
UsuńZnajomość Ulki i Heńka będę opisywać po trochu w każdym rozdziale.
Masz racje, może trochę "naciągnęłam" jej stan, ale starałam się wyprostować to w III rozdziale.
Dziękuje bardzo. :*
Bardzo się cieszę, że ktoś w ogóle pisze opowiadania o takiej tematyce, bo one są na pewno potrzebne. Sama prowadzę bloga o tematyce wojennej ( moja wersja Czasu Honoru pisane o mojej własnej bohaterce "Sowie" - kobiety cichociemnej: http://calemojezycietoczekanienaciebie.blogspot.com/). Czytałam poprzedni rozdział i pomysł mi się bardzo podoba! Naprawdę :D
OdpowiedzUsuńAle nie byłabym sobą, gdybym nie dała ci paru koleżeńskich rad: po pierwsze zwracaj uwagi na błędy ( wiem, że trudno je złapać, sama mam z tym często problem), po drugie opisuj bardziej miejsca, sytuacje, a przede wszystkim UCZUCIA. Przecież Ulka i Hans ( bardziej wolę wersję "Heniek" ^^) przeżywają tak wiele, a barwnie opisane emocje będę cudownie oddawać historię, którą chcesz oddać czytelnikowi. Po trzecie staraj się wyjaśniać, co łączy- łączyło Ulę i "Heńka" w przeszłości, a jaka postać kim jest, bo piszesz o "Rudym", "Alku" itp. ,a nie można się dowiedzieć z rozdziału kto kim jest i co dokładnie robi, a uwierz mi nie każdy czyta zakładkę "Bohaterowie"...
Po czwarte - fakty historyczne. Sama wiem, że przekazanie suchych faktów na "elektroniczny papier" jest ciężkie, ale skoro nie ma jeszcze Powstania Warszawskiego skąd batalion "Zośka"? Postaraj się to opanować:) Nawet jeśli będziesz chciała pomocy pisz do mnie! ^^
Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszej weny twórczej! Jestem pełna entuzjazmu :D
Dziękuję za pomoc, na pewno będę się kierować.
UsuńJeśli posiadasz GG (42604429) prosiłabym o kontakt. Na pewno będę korzystać z Twojej pomocy. :)
Ten blog jest niesamowity! Szkoda, że jest tak mało opowiadań o podobnej tematyce :/ Ale ty jesteś niesamowita! Przypadłaś mi do gustu :) Zostanę na dłużej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowo powstającego bloga o książkach:
http://annem-fanfiction.blogspot.com/
Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej!
Dziękuję, słysząc tak pozytywne komentarze aż chce mi się pisać.
UsuńWłaśnie - szkoda, że jest tak mało blogów o tej tematyce.
Na pewno zajrzę na Twój blog.
Jeszcze raz dziękuje za tak miły komentarz! :)